Dewarim (5 Moj 1:1-3:22)

Parasza Dewarim rozpoczyna się następującym wersetem: „Oto słowa, które wypowiedział Mojżesz do całego Izraela”. To zarazem początek ostatniej księgi Tory, noszącej taką samą nazwę: Dewarim, czyli „słowa”. Chodzi o podkreślenie wagi i znaczenia słów, które Mojżesz wygłosi ludowi, w tej przełomowej chwili przed swoim odejściem.

Dawna hebrajska nazwa 5 Księgi Mojżeszowej brzmi: „Miszne Tora” czyli: Powtórzenie Prawa, co greckojęzyczni Żydzi przetłumaczyli jako Deuteronomion, czyli: Drugie Prawo. Nacisk położony na powtarzanie, ukazuje jeden z głównych celów tej księgi. Uczymy się bowiem przez całe życie, a ponadto mamy naturalną tendencję do zapominania. Niezbędne jest powtarzanie, przypominanie i odkrywanie na nowo głębi Słowa Bożego.

A zatem, na początku księgi widzimy, jak zastępy Izraelitów stoją w gotowości w dolinie Jordanu, mając przed sobą widok ziemi obiecanej, do której będą wkraczać. Mojżesz wie, że nie przekroczy Jordanu razem z nimi, ale że Bóg pochowa jego ciało, kiedy po raz ostatni wstąpi na jedną z pobliskich gór.

W pierwszych rozdziałach Deuteronomium, Mojżesz krótko przypomina historię dwunastu szpiegów, odrzucenie możliwości wejścia do ziemi obiecanej, a w konsekwencji – czterdzieści lat spędzonych na pustyni. Wedle rabinów, to przypomnienie miało charakter nagany i upomnienia. Dlaczego bowiem przypominać komuś jego dawne porażki? Mojżesz chciał wykorzystać swą ostatnią mowę pożegnalną, aby wzbudzić w narodzie ducha upamiętania i przestrzec nowe pokolenie, aby nie powtórzyło błędów z przeszłości.

Pewien midrasz zwraca uwagę na ironię tej sytuacji, ponieważ reprymenda Mojżesza następuje niejako wkrótce po błogosławieństwach Bileama. Wydawać by się mogło, że powinno być na odwrót: bardziej pasowałoby Bileamowi wypomnieć te upadki Izraelowi, ponieważ został opłacony, aby przeklinać naród wybrany; natomiast wypadałoby Mojżeszowi, który miłował swój naród i pragnął dla niego błogosławieństwa, mówić o ich mocnych stronach i chwalebnym przeznaczeniu. Tymczasem jest na odwrót – Bileam wypowiada słowa pochwały, chociaż wbrew sobie; natomiast Mojżesz gani ich srodze.

Wedle rabinów, całą tę sytuację dobrze oddają słowa Przypowieści Salomona: „Razy przyjaciela są oznaką wierności, pocałunki wroga są zwodnicze”, a także: „Kto strofuje bliźniego, zbiera w końcu więcej podziękowania niż język schlebiający.”

Dlaczego Mojżesz zganił swój naród? Dlatego, że pragnął, aby nie popełnili tych samych błędów, które skazały poprzednie pokolenie na wegetację na pustyni i śmierć z dala od ziemi obiecanej. Nie chciał, aby zaprzepaścili tę ogromną szansę wejścia do ziemi obiecanej. Chciał, aby trwali w upamiętaniu i szli naprzód.

Można powiedzieć, że u progu Nowego Testamentu z podobnych powodów robił to Jan Chrzciciel, a po nim Jezus z Nazaretu. Ich pokolenie również stanęło w krytycznym punkcie swej historii. Znaleźli się o krok od możliwości wejścia do Królestwa Bożego. Czas się przybliżył.

Dla nowego pokolenia Izraelitów, którzy stanęli na brzegu Jordanu pod wodzą Mojżesza i Jozuego, ziemia obiecana była tożsama z Królestwem Bożym. Byli od niego o krok. Mieli być posłuszni, upamiętać się i wkraczać do ziemi, biorąc ją w posiadanie.

Kilkanaście wieków później, znowu przybliżyło się Królestwo Boże. Dlatego napomnienia Jana Chrzciciela brzmią tak surowo i stanowczo. Nie oznaczały jednak odrzucenia wiary Izraela, ani zdezawuowania narodu wybranego. Przeciwnie – miały tę wiarę ożywić, a naród wprowadzić w rzeczywistość Bożego panowania.

Poprzednia księga Tory, Księga Liczb, kończy się w momencie, kiedy Izrael stoi obozem na stepach Moabu, po drugiej stronie Jordanu, naprzeciw Jerycha. Na początku dzisiejszej paraszy znajdujemy słowa: „Za Jordanem, w ziemi moabskiej, Mojżesz zaczął wykładać ten zakon”.  Mojżesz wezwał naród, aby powrócił do Tory, aby na nowo szczerze oddał się Bogu, odwracając się od grzesznych dróg ojców, aby odnowił przymierze – zanim przekroczą Jordan.

Jan Chrzciciel głosił podobne wezwania do upamiętania i zmiany życia, kiedy nauczał na brzegu Jordanu. Zewnętrznym znakiem nawrócenia miało być zanurzenie w rzece. Jan dokonał mnóstwa zanurzeń po drugiej stronie Jordanu, naprzeciw Jerycha, w tej okolicy, gdzie przed wiekami rozbrzmiewały słowa Mojżesza.

Tam również przyszedł Jezus i dał się ochrzcić wśród ludu. Ewangelia stwierdza: „To się działo w Betabarze za Jordanem, gdzie Jan chrzcił”. Biblijna geografia zidentyfikowała to miejsce jako dzisiejsze Tell el-Kharrar, usytuowane przy Wadi Kharrar, które wpada do Jordanu. Centrum służby Jana znajdowało się więc na stepach Moabu naprzeciw Jerycha. W miejscu tym archeolodzy odkryli liczne pozostałości po kościołach i wczesnochrześcijańskich sanktuariach, najpewniej upamiętniających działalność Jana Chrzciciela oraz chrzest Jezusa.

Tell el-Kharrar znane jest także jako Tell Mar Elias – wzgórze proroka Eliasza. Wedle pewnej tradycji, z tego miejsca Eliasz wzniósł się na rydwanie do nieba. Jan Chrzciciel mógł być świadomy tych odniesień historycznych i nieprzypadkowo wybrał akurat to miejsce. Nawiązywało ono do Mojżesza, do Księgi Powtórzonego Prawa, do poselstwa upamiętania, do nowej szansy, do przekroczenia Jordanu – to wszystko symbolizował jego chrzest.

Ci, którzy przychodzili do niego z Judei i Galilei, musieli przekroczyć Jordan; a po chrzcie, musieli przejść przez Jordan ponownie, aby wrócić do ziemi. Ci, którzy przyjęli jego naukę i poprosili o chrzest przekraczając Jordan, niejako otrzymywali nowy duchowy początek w ziemi Izraela.

Co więcej, powiązanie ze służbą Eliasza niosło za sobą jeszcze większy ciężar znaczeniowy. Wskazywało na Jana jako na proroka, który przyszedł w duchu i w mocy Eliaszowej. Stwierdził to sam Jezus, o czym powiada ewangelista Mateusz: „Albowiem wszyscy prorocy i zakon prorokowali aż do Jana; jeżeli zaś chcecie to przyjąć, on jest Eliaszem, który miał przyjść.” Podobnie jak Eliasz, Jan nosił płaszcz z wielbłądziej sierści i przepasywał się skórzanym pasem. Nawiązania do Eliasza odnosiły się do proroctwa Malachiasza, zapowiadające przyjście Eliasza jako znak poprzedzający pojawienie się Mesjasza: „ Pamiętajcie o zakonie Mojżesza, mojego sługi, któremu przekazałem na Horebie ustawy i prawa dla całego Izraela! Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana”.

Kiedy Bóg miał zabrać Eliasza do nieba, wraz ze swym uczniem Elizeuszem wyszli z Jerycha ku Jordanowi. Tam Eliasz zwinął swój płaszcz i uderzył nim wody Jordanu, a one się rozdzieliły. Przeszli suchą stopą na drugą stronę. Przed odejściem, Elizeusz poprosił o podwójną miarę Ducha Bożego, która spoczywała na Eliaszu.

Praktycznie natychmiast po zabraniu Eliasza, Elizeusz zaczął dokonywać cudów takich, jakich dokonywał Eliasz. Rozdzielił płaszczem wody Jordanu i powrócił na drugą stronę. Uczniowie proroccy, którzy to obserwowali, zawołali: „Duch Eliasza spoczął na Elizeuszu”. Wszystkie te wcześniejsze zdarzenia miały wskazywać na prawdziwego Mesjasza i potwierdzać Jego posłannictwo. Dlatego, kiedy lud zgromadzony na brzegu Jordanu, oglądał wychodzącego z wody Jezusa, wówczas Duch Boży w kształcie gołębicy spoczął na Nim, jak czytamy, „I rozległ się głos z nieba: Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem.”

Wszystkim życzę obfitości Bożego pokoju – szalom!

Emanuel Machnicki

Facebook
WhatsApp
Drukuj
Email